poniedziałek, 13 lipca 2015

4. AriZona Green Tea


Wybaczcie Kochani, że rozdział taki krótki, ale znalazłam chwilę czasu i postanowiłam go naskrobać, bo dawno mnie tu nie było. Dla wyjaśnienia, listy Shannona są opisem sytuacji teraźniejszej, natomiast cała reszta jest retrospekcją. Dla niecierpliwych powiem, że już niedługo Shann spotka się z Caroline, a co z tego wyniknie to możecie się powoli spodziewać ;)) P.S. Taka trochę Moda na Sukces się robi, ale CIIII ! To się wszystko ładnie rozegra :D

Enjoy 
xox



***



„Mamo,

Zostawiam Ci informację na kartce, bo telefon mi się rozładował, a nie mam czasu, żeby go naładować. Wychodzę i nie jestem w stanie powiedzieć o której wrócę, bo mam coś bardzo ważnego do załatwienia w sprawie Caroline. Proszę Cię, obudź Chrisa, niech się ubierze, naszykowałem mu ubrania na krześle obok łóżka, zrób mu proszę kakao i kanapki przed pójściem do przedszkola, w lodówce naszykowane jest pudełko śniadaniowe. Kocham Was bardzo mocno.

Shann.”

***

Powoli dochodził wieczór, a młoda pani prawnik czekała przed drzwiami jednego z kalifornijskich domów. Ubrana była jak zwykle elegancko, pudrowo-różowa ołówkowa spódnica za kolano, biała koszula i białe szpilki, jej twarz była ledwo widoczna za sprawą dużych okularów słonecznych na nosie i kapelusza z dużym rondem. Stała tak przekazując sobie teczkę z jednej do drugiej ręki, żeby tylko czymś się zając. W końcu drzwi do apartamentu otworzyły się i stał w nich Jared ubrany w same spodnie, a w ręku trzymał butelkę Arizony.

- Hey piękna – powitał ją nienagannym uśmiechem i gestem ręki zaprosił do środka. Kobieta niepewnie weszła i zaczęła rozglądać się po mieszkaniu nie zdejmując okularów. Spod kapelusza wystawało jej pasmo włosów, które nerwowo przeczesywała palcami.

- Nie trzymam tu paparazzi w klatce – zaśmiał się mężczyzna – możesz śmiało zdjąć okulary.

- Dziękuję panie Leto, ale wolałabym nie. –  mimo, iż usilnie starała się utrzymać spokój, to głos jej się trząsł.

- Hey, Caroline, hey popatrz na mnie – powiedział z czułością łapiąc ją delikatnie za dłoń. – Powiedz mi skarbie, co jest nie tak, co się stało?

Spod okularów wyłoniły się powolne łzy, które spływały po policzkach kobiety, a następnie skapywały na goły bark przytulającego ją Jareda.

- O nie, nie tak nie będzie – odsunął ją od siebie i zaprowadził do salonu sadzając na kanapie. – Zdejmuj kapelusz i okulary i mów mi co jest grane. – usiadł naprzeciwko niej i cierpliwie czekał. Po paru minutach, gdy zdołała uspokoić łzy i trzęsące się z nerwów dłonie, zdjęła kapelusz i okulary bojąc się spojrzeć w oczy Jaredowi.

- Co do kurwy? – jedyne słowa, które nasuwały się mężczyźnie, gdy zobaczył dużą, zaschniętą  plamę krwi na czubku głowy Caroline i podbite oko, którego nie mogła otworzyć, bo było tak spuchnięte.

- Spadłam ze schodów ? – zapytała nieśmiało, ale gdy napotkała wzrok Jareda, skuliła się i wyszeptała imię, które mężczyźnie odbiło się echem w głowie „Charles”.

- Kurwa, zajebię gnoja – w jednej chwili porwał się z fotela i zaczął szukać koszulki – Pojadę tam i przysięgam, że zabiję skurwiela. – nie mógł opanować nerwów, a z oczu Caroline poleciał kolejny strumień łez.

- Jay, proszę usiądź. Jay nie możesz – mówiła zapłakana.

- Jeszcze go bronisz? – pytał nie mogą zrozumieć zachowania kobiety.

- Pozwól mi to wytłumaczyć, proszę, potem sam ocenisz. – mimo wielkiej niechęci aktor usiadł na wcześniej zajmowanym miejscu i wpatrywał się w prawniczkę oczekując owego wyjaśnienia.

- Charles Deneuve jest moim narzeczonym, wybranym przez moich rodziców, którzy bardzo uważali jego rodzinę. Już od dawna całe nasze życie było ustawione, zaplanowane. Rodzina Deneuve włada potężnym majątkiem i posiada większą część akcji firmy prawniczej moich rodziców, w sumie to oni są właścicielami kancelarii. Zanim moi rodzice zginęli w wypadku, a dokładniej parę lat temu, gdy skończyłam 21 lat moi rodzice razem z rodzicami Charlesa spisali dokument, że kancelarii zostanie przepisana na mnie, gdy poślubię tego człowieka, w innym przypadku, gdy zerwę z nim, tracę wszelkie prawa do wykonywania zawodu. Na początku Charles taki nie był, dopiero gdy pojawiły się problemy z Chinami zaczął wariować. Chciałam to skończyć 18 czerwca, ale…- zatrzymała się na chwilę, żeby zobaczyć reakcję swojego słuchacza, który siedział wpatrzony w nią niemal z rozdziawionymi ustami. – ale wtedy zadzwoniłeś, pytając o moją matkę, która była niesamowitą prawniczką. Chciałam pokazać, że nie jestem gorsza i zdecydowałam, że jeszcze dam radę. Do rozwiązania sprawy Shannona nie można nic zrobić, inaczej on nie wyjdzie z tego więzienia. Te oskarżenia są tak silne, że nie wiem czy z pomocą znajomych uda mi się go wyciągnąć, ale wiedz, że zrobię wszystko, żeby nie stała mu się krzywda. Jared posłuchaj, boję się, ale jestem silna, nie odpuszczę sobie tak łatwo. Wczoraj dzwoniłam do znajomego, który miał u mnie dług wdzięczności, pracuje w San Quentin, jest tam ochroniarzem i ma pilnować, żeby Shannonowi nic się nie stało. Nie chcę Cię martwić, ale naprawdę grozi mu tam niebezpieczeństwo. W przyszłym tygodniu mam spotkanie w więzieniu, wtedy wszystko się wyjaśni. Przepraszam, że tu przyszłam, mogłam powiedzieć Ci przez telefon te rzeczy odnośnie Twojego brata, ale musiałam się wyrwać z domu chociaż na chwilę. Niepotrzebnie zawracam Ci głowę, pójdę już. – mówiła na jednym wdechu, tak, że Jared nie mógł wtrącić nawet słowa. Jednak gdy się podniosła, zrobił to samo i podszedł do niej i przytulił.

- Hey, hey chodź do mnie, będzie dobrze, jak to się wszystko skończy, ten pieprzony francuzik zapłaci za to, obiecuję Ci. – powiedział i obdarował ją delikatnymi pocałunkami.


***

- No tak, jak zwykle spóźniona. Brawa dla tej pani. – zaświergotała kobieta w średnim wieku w szpilkach Louboutin i z torebką Chanel.

- Witam pani Deneuve, proszę mi wybaczyć, to wina tych robót drogowych. – powiedziała Caroline.

- Oczywiście, najłatwiej zrzucić na korki i roboty drogowe, gdyby Ci zależało wyjechałabyś wcześniej od swojego kochanka, czy Bóg wie kogo. – powiedziała kobieta i ruchem ręki przywołała pracownicę sklepu z sukniami ślubnymi. – Ta niczego nie warta panna młoda już przyjechała, więc proszę jej przynieść suknie, które wybrałam.

Po paru minutach ciemnowłosa sprzedawczyni pojawiła się z naręczem sukien ślubnych, które po kolei zaczęła rozwieszać na ścianach przymierzalni, w której kobiety się znajdowały. Caroline mimo usilnych prób nie znalazła swojej sukni, którą dawno temu wybrała z matką i która była już opłacona i miała na nią czekać, widocznie przyszłej teściowej się nie spodobała. Te które wybrała matka Charlesa były obrzydliwe, mimo iż ich ceny były niemal równowartością domku jednorodzinnego to ani trochę nie były w guście prawniczki. Wiedziała jednak, że nie ma wyjścia i jak jej kazano przymierzała owe suknie, obracała się dookoła i co chwilę puszczała sztuczny uśmiech. Po paru godzinach przymiarek, pani Deneuve zakupiła zżółkłą sukienkę do kostek ozdobioną wielką kokardą i mnóstwem świecących kamyków na gorsecie, zapłaciła złotą kartą kredytową wielkiego banku i wyszła zostawiając Caroline w środku. Gdy prawniczka wychodziła z salonu usłyszała jedynie od konsultantki, która im pomagała szczere „przykro mi” i  „współczuję” i wyszła grzecznie jej przytakując. Wsiadła do limuzyny, którą przyjechała z matką Charlesa.

- A jakieś „dziękuję” to już nie łaska? – zapytała wymownie starsza kobieta.

- Ah tak, przepraszam i dziękuję pani Deneuve.

- Na przyszłość bardziej uważaj jak chodzisz po schodach, nie chcemy, żebyś na ślubie miała podbite oczy. – powiedziała i skupiła wzrok na najnowszym wydaniu Vouge’a.



***

- Witaj skarbie, tęskniłeś za mną?  – powiedziała kokieteryjnie brunetka – nawet nie wiesz misiaczku, jak się cieszę, że udało Ci się dzisiaj od niej wyrwać. – posadziła mężczyznę na krześle, znajdującym się na środku pokoju, a sama zaczęła krążyć wokół niego – Mam dla Ciebie małą niespodziankę, która z pewnością Ci się spodoba. Mała niespodzianka, której nie doświadczysz przy boku tej…- opanowała się i zawiązała mu oczy krawatem.
- Mmm podoba mi się to – wysyczał, gdy otoczyła go ciemność. Ona w tym momencie zdjęła dolną część bielizny i zatkała mu usta, na co w odpowiedzi usłyszała jego jęk.
- A teraz Charles zobaczysz na ile stać Vanessę Martins, będziesz skomlał jak małe szczenię. 


6 komentarzy:

  1. Chcę Shannona. CHCĘ SHANNONA.

    ~ Aila

    OdpowiedzUsuń
  2. Klamalas! Rozdzial nie jest krotki ale bardzo krotki! Haha a tak powaznie to takiej sytuacji z narzeczenstwem Caroline sie nie spodziewalam i ja rowniez czekam na Shannona, pozdrawiam
    Female Robbery

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeez, czy nawet pani prawnik kobieta po moim prawie przyszłym fachu musi przeżywać takie rzeczy? Nie ma sprawiedliwości na tym świecie :(

    OdpowiedzUsuń
  4. Moja droga, nowa notka na www.baby-come-home.blogspot.com zapraszam i czekam naTwoj powrot bo nie mam co czytac! Buziaki, pozdrawiam,
    Female Robbery

    OdpowiedzUsuń
  5. Maly spoiler na www.mikaelson-family.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń