Witajcie po dość długiej przerwie, prawie miesiąc minął od ostatniego rozdziału, ale nareszcie znalazłam czas i udało mi się go napisać. Przyznam szczerze, że wcześniej miałam trochę inny zamysł, ale w trakcie drogi do pracy wpadł mi do głowy taki oto plan :D Więc zapraszam do czytania i komentowania :)
Buziaki ;***
***
„Skarbie,
Tyle czasu minęło, a żadnych nowych wieści na Wasz temat.
Wiem, że to moja wina i nie mogę się z
tym pogodzić. Chris cały czas o Ciebie pyta, już nie wiemy co mu odpowiadać z
mamą. Każdego wieczora zasypia z Twoim zdjęciem. Tak bardzo tęsknimy. Przez ten
czas zaoszczędziłem sporo kasy i kupiliśmy z mamą dom, jest w kiepski stanie,
ale w wolnym czasie go remontuje, jak już będzie skończony przeprowadzimy się
tam i ten mamy sprzedamy. Jutro jadę z Tomo i Vicky po meble do pokoju Mary, bo
już jest pomalowany i nowa wykładzina założona. Jared trochę nam pomógł
finansowo, jemu naprawdę dobrze się wiedzie. Chciał nawet cały nowy dom nam
sprezentować, ale nie mogłem na to pozwolić, wiesz jak bym się z tym czuł. Jak zarobię to mu oddam te kilka
tysięcy. Chris się właśnie obudził, idę mu zrobić śniadanie. Kocham Cię.
Shannon.”
***
Jak zwykle nienagannie wyglądająca Caroline czekała właśnie
przy stoliku w jednym z Kalifornijskich Starbucks’ów. Na 12 była umówiona z
Jaredem Leto, aby omówić sprawę jego brata, jednak jak przystało na gwiazdę,
spóźniał się. Kobieta zamówiła kolejną mrożoną kawę, gdyż na zewnątrz panowała
niezwykle wysoka temperatura, a ona nie mogła pozwolić sobie na shorty i bluzkę
na ramiączka. Kawiarnia tętniła życiem, każdy oblany potem z mrożonym napojem w
ręku. Nagle w tłumie klientów zobaczyła Jareda, w czapce i okularach
przeciwsłonecznych, wyglądał jak każdy przeciętny obywatel. Przystojny, dobrze
zbudowany, lekki zarys mięśni widoczny przez wyciętą koszulkę. W jednej chwili
zauważył prawniczkę i podszedł do nie zdyszany
- Cześć, bardzo Cię przepraszam, ale te korki i upał,
starałem się jak mogłem. Poczekasz chwilkę, skoczę tylko po coś zimnego.
- Dzień dobry panie Leto, oczywiście. – odpowiedziała z
lekkim przekąsem, ale w końcu klient nasz pan.
Za parę minut Jared wrócił do stolika i zdjął czapkę.
- Co tam słychać? – zapytał wyciągając z kieszeni telefon
komórkowy.
- Ekhm – odchrząknęła Caroline, posyłając mordercze
spojrzenie w stronę telefonu. Uważał to za niezwykle niekulturalne używanie
telefonu w czasie rozmowy, tym bardziej formalnej. – Dziękuję, wszystko dobrze.
Jest pan zainteresowany tym co udało mi się dowiedzieć w sprawie pana brata?
- Jasne, wybacz. Możemy przejść sobie na Ty, proszę? Nie
czuję się komfortowo, jak zwracasz się do mnie per pan.
- Wolałabym nie, aczkolwiek jeżeli tak bardzo panu,
tobie - poprawiła się – zależy na tym,
to proszę. Caroline – podała mu rękę.
- Jared. O wiele lepiej – powiedział i szeroko się do niej
uśmiechnął. – Więc co udało się znaleźć odnośnie Shannona?
- Okay, więc sprawa nie będzie łatwa, miła i przyjemna. Z
tego co wyciągnęłam akt oskarżenia jest dość potężny. Nie wiem ile z tego
zrobił, w ile został wrobiony, ale mają mnóstwo dowodów, bardzo możliwe, że
sfałszowanych, ale dowodów. Nie łatwo będzie je obalić. Mam znajomego w
policji, powiedział, że pomoże mi i postara się wyciągnąć jak najwięcej się da.
Jednak w związku z tym cena pójdzie w górę, niezależnie ode mnie.
- Nie ma problemu, tym się nie przejmuj.
- Co więcej? – zapytała sama siebie, spoglądając w
przygotowane wcześniej notatki. – Na niekorzyść jest też to, że jest akurat w San
Quentin. 90% wyroków to skazani na śmierć lub dożywocie. Nie wiem jakim cudem
tam trafił, komuś naprawdę musiało na tym zależeć. Jeżeli się tam utrzyma, to
będzie wielki, naprawdę.
- Ale jak to? Warunków podobno nie mają tam najgorszych. –
dziwił się Leto.
- No nie, warunki mają całkiem w porządku, jak we wszystkich
więzieniach teraz, no może oprócz Guantanamo. Będzie ciężko, bo ten kto go
wrobił, ma dużo znajomości. Shannon nie miał prawa znaleźć się w tym więzieniu.
Staram się też o wizytę u niego, ale nie jest łatwo, nawet dla adwokata.
Pojutrze mam rozmowę telefoniczną.
- Wiem właśnie. Mi też nie pozwolili się z nim zobaczyć. Nie
wiem co jest grane, jak gadaliśmy to chyba był w miarę w dobrej formie, ale kto
wie jak długo.
Siedzieli tak i rozmawiali najpierw o Shannonie, a potem o
różnych przyziemnych sprawach, aż minęła 17. Gdy skończyli temat starszego Leto,
zupełnie zapomnieli, że są tam tylko w związku z pracą. Śmiali się wniebogłosy,
obgadywali każdego klienta z osobna i sprzeczali na temat filmów. Na zewnątrz
temperatura nadal nie spadała, a ludzi w kawiarni robiło się coraz więcej.
- Fuck! – zaśmiała się Caroline – właśnie skończyłam pracę,
a miałam jeszcze tyle zrobić w kancelarii. Zagadałeś mnie! – rzuciła
oskarżycielsko w stronę Jareda.
- Ja? – zapytał udając oburzenie – to ty cały czas paplałaś,
że Leonardo DiCaprio jest najlepszym aktorem wszech czasów.
- Bo jest i już dawno powinien Oscara dostać, dobrze o tym
wiesz ! Jadę do domu. – zebrała wszystkie swoje dokumenty porozrzucane po całym
stoliku i spakowała je do teczki. – Było bardzo miło panie Leto, ale muszę
złapać taksówkę i dotrzeć do domu. Dziękuję. – uścisnęła mu rękę, jednak on nie
chciał puścić.
- Jestem samochodem, odwiozę panią, pani Williams. – miał
równie poważny ton głosu, jak prawniczka. Całe jej ciało przeszły dreszcze.
- Dziękuję, ale poradzę sobie. – odparła nadal potrząsając jego
ręką.
- Mhm, tak wiem. – wyszli cały czas trzymając się za
przeciwne ręce, co wyglądało niezwykle komicznie. Jared zaprowadził kobietę pod
czarne BMW i otworzył jej drzwi od strony pasażera i dopiero jak wsiadła puścił
jej dłoń. Szybko obiegł samochód i wsiadł na miejsce kierowcy odpalając samochód.
- Jaki kierunek ? – zapytał patrząc jej się głęboko w oczy.
- 1396 Elevado Avenue.
- Ciekawe…około 7 mil ode mnie. – odparł i chcąc zmienić
bieg niby niechcący musnął udo Caroline na co ona zastygła w bezruchu. Starała
się nie dać po sobie tego poznać i jakby nigdy nic zapytała
- Sam mieszkasz? – sama była w szoku, że właśnie zadała TO
pytanie. Karciła się za to w myślach.
- Sam, chcesz
zobaczyć mój dom? – zapytał z zawadiackim uśmiechem.
- Ammm nie, nie, tzn na pewno jest ładny, ale spieszę się do
domu, do narzeczonego. – miała nadzieję, że to jej pomoże, bo widziała, że
zmierza to w bardzo złym, choć strasznie pociągającym kierunku.
- Rozumiem, pewnie czeka już na panią z pysznym obiadem. –
odparł nie spuszczając wzroku z drogi.
- Tak, tak sądzę. –
wszystko w niej buzowało. Nie pamiętała kiedy ostatnio była tak podniecona i
zaciekawiona czyjąś osobą. Jego silne dłonie zaciskające się na kierownicy,
piękne niebieski oczy.
- Jesteśmy na miejscu. – wyrwał ją z zamyślenia i wyszedł,
żeby otworzyć drzwi. – Odprowadzę panią do drzwi.
Dla kobiety krótka droga od ulicy do wejścia do jej domu,
która zwykle zajmowała 10 sekund, teraz dłużyła się w nieskończoność, jakby z
każdym krokiem drzwi się oddalały. A on szedł za nią powoli, obserwując jej
każdy krok. Czuła na sobie jego wzrok, na każdej części ciała. Gdy w końcu
znaleźli się przy drzwiach, Caroline gwałtownie odwróciła się w stronę
mężczyzny, żeby mu podziękować i pożegnać się.
- Dzięki za podwiezienie i dam znać, jak będę coś wiedziała
na temat brata.
- Nie ma za co – odpowiedział niebezpiecznie zbliżając się
do niej – Będę czekał na telefon. – Ich twarze dzieliły milimetry. Kobieta
głośno przełknęła ślinę i nerwowo przygryzła dolną wargę, co było brakującym
zapalnikiem. W jednej chwili usta Leto gwałtownie przywarły do jej. Delikatnie
popchnął ją na zamknięte jeszcze drzwi i złapał za nadgarstki, co spowodowało,
że teczka z dokumentami wypadła jej z rąk na ziemię. Uniósł jej obie ręce nad
głowę i kontynuował wręcz brutalny pocałunek.
- Klucze – wysyczała, gdy tylko wyswobodziła się z jego
pieszczoty. Jared puścił jej ręce i pozwolił poszukać ich w torebce, a sam
podniósł dokumenty.
- A narzeczony? – zapytał gdy kobieta wciągała go za
koszulkę do domu.
- Nie wróci szybko. – powiedziała na co Leto zatrzasnął
tylko za sobą drzwi i podążył za kobieta na górę do sypialni. Dom był
przeogromny. Długie korytarze z mnóstwem drogich obrazów. Sypialnia wielkości
jego salonu połączonego z kuchnią. Na środku piękne łóżko ze stalową ramą,
jedwabna pościel, niczym w pałacu. Nim się spostrzegł kobieta zaczęła ściągać z
niego ubrania, rzucając je na podłogę. Niewiele myśląc zrobił to samo z jej
ubraniami, a następnie popchnął ją na łóżko.
- O tak, chcę Cię w tym łóżku i mam zamiar przyprawić Cię o
mdłości. – powiedział ochrypłym głosem i przywarł do niej całym swoim ciałem.
***
Caroline przygotowywała właśnie kolację, gdy usłyszała
otwieranie drzwi. Po chwili w kuchni pojawił się Charles witając ją beznamiętnym
pocałunkiem w policzek.
- Witaj, jak dzisiaj minął Ci dzień? – zapytała blanszując
szparagi.
- Dziękuję, nie najgorzej. Głodny jestem. Idę się wykąpać,
jak wrócę kolacja ma być na stole – oznajmił i skierował się w stronę łazienki.
Po 20 minutach, gdy mężczyzna wrócił na stole naszykowane były już dwa talerze,
a na nich krewetki ze szparagami z miodem i czosnkiem.
- Smacznego. – powiedziała nalewając mu białe wino do
kieliszka.
- Ooo ty dzisiaj nie pijesz. Nie może być. Święto jakieś?! –
dodał z pogardą widząc, że sobie nalała wodę. Caroline nie zareagowała na to,
najzwyczajniej w świecie zaczęła jeść. – Rozmawiałem z mamą. Zamówiła te fioletowe
kwiaty na ślub, które Ci się podobały.
- Chyba te które podobały się Twojej mamie, dla mnie te
fioletowe były najbrzydsze. – pożałowała swoich słów od razu gdy wydobyły się z
jej gardła. Charles gwałtownie wstał z krzesła i machnięciem ręki zrzucił
prawie cały talerz jedzenia na ziemię. – Już ci coś mówiłem suko na temat jak
masz się odnosić na temat mojej matki. Jak mówiła, że Tobie się podobały i
specjalnie dla Ciebie je zamówiła, to doceń to i przestań pyskować, bo dobrze
wiesz jak to się skończy. Ostatnie siniaki już Ci się zagoiły i chyba
zapomniałaś jak masz się zachowywać. W dodatku przez Ciebie nie mogłem
spokojnie zjeść kolacji, a jestem głodny. Sprzątaj to i to już. – krzyczał na
nią jak szaleniec i skierował się na górę do garderoby. Po paru minutach zszedł
ubrany w lniane spodnie i koszulę z podwiniętymi rękawkami.
- Wychodzisz? – zapytała kobieta.
- A co sobie myślisz, że zostanę tu z Tobą i umrę z głodu?! –
trzasnął drzwiami i wyszedł, a Caroline osunęła się po ścianie i padła na
podłogę. Nerwy jej puściły, była z siebie dumna, że przy nim udało jej się
zachować zimną krew, ale kiedy wyszedł pękła. To było dla niej za dużo. Była
jedynie popychadłem, nikim więcej. A najbardziej ironiczne z tego wszystkiego
było to, że za parę tygodni miała zostać jego żoną. Posprzątała kuchnię, umyła
podłogę, a naczynia włożyła do zmywarki. Sama również nie była w stanie zjeść
posiłku, jedzenie rosło jej w ustach. Poszła pod prysznic, a następnie do
sypialni, gdzie ułożyła się w pozycji embrionalnej i wspominała te miłe chwile
dzisiejszego dnia. Nie żałowała, nie miała żadnych wyrzutów sumienia, była
szczęśliwa. Dzisiejszy dzień z Leto dawał jej pewnego rodzaju nadzieję,
nadzieję na lepsze jutro, nadzieję na wyrwanie się z tego koszmaru. Nawet się
nie zorientowała kiedy usnęła, gdy poczuła przeszywający ból, spowodowany
ciągnięciem za włosy i w rezultacie wyrwania części z nich. Ledwo otworzyła
oczy, a ujrzała nad sobą narzeczonego wykrzykującego najgorsze wyzwiska pod jej
adresem. Złapał ją za szyję i podniósł do pozycji stojącej przyduszając ją przy
tym, a potem uderzył jej głowa o ścianę.
- Charles, przestań, to boli – zaczęła krzyczeć i płakać – proszę Cię,
przestań, co ty robisz? – w odpowiedzi dostała z pięści w brzuch od pijanego
mężczyzny.
- Jesteś śmieciem, nic nie znaczącą dziwką, wszystkie inne
które posuwam w biurze są od ciebie więcej warte. – powiedział, choć język mu się plątał. Był
silny, mimo swojego stanu upojenia był strasznie silny i Caroline nie miała z
nim najmniejszych szans. Gdy próbowała coś jeszcze powiedzieć i wydostać się z
jego uścisku, poczuła jedynie silne uderzenie w szczękę i zemdlała.
Dobra, jest dziwnie. Caroline... Jared, Shannon... Nie próżnowała XD
OdpowiedzUsuńPisz następny szybciutko ;)
~ Aila
NIE WIEM CO NAPISAĆ :O
OdpowiedzUsuńPISZPISZPISZPISZPISZPISZPISZPISZ I NIE PRZESTAWAJ!
czekam z niecierpliwością na kolejny!
Podoba mi się rozdział, ale nie podoba mi się to, że przespała się z Jaredem. No i ten cały Charles. Jak on może ją tak traktować? Niech ona od niego odejdzie, przecież to zwykły dupek i damski bokser, który ją zdradza.
OdpowiedzUsuńZ poważaniem,
J.B
PS. Czekam na następny rozdział :D
Zgadzam sie z tym o Jaredzie ~ Aila
UsuńO kurcze... Ciągle nie wiem czego się spodziewać po tym opowiadaniu, ale tego że nasza pani adwokat prześpi się z Jaredem kompletnie się nie spodziewałam. Wow... Proszę niech już się pojawi Shannon:):) Czekam na dalsze rozdziały Twoich opowiadań. Pozdrawiam K:):)
OdpowiedzUsuń(:
OdpowiedzUsuńMoja ulubiona kawa ze starbaksa ^^
OdpowiedzUsuńMoja ulubiona kawa ze starbaksa ^^
OdpowiedzUsuńMoja ulubiona kawa ze starbaksa ^^
OdpowiedzUsuńZastanawiam się czemu mój komentarz dodał się trzy razy...
UsuńO ŻESZ KURWA!!! Caroline i jednak nie przespanie się z Shannonem tylko z Jaredem? :o drugi szok jak taka fajna pani prawnik może się prowadzić z takim zerem jak Charles?! ja chce widzieć jak ten koleś ląduje gdzieś pobity (conajmniej) przez braci Leto :D
OdpowiedzUsuńo matko i córko czekam na więcej i kochana przepraszam że tak późno i w ogóle ;* kompletnie mam urwanie głowy i taką mam pustkę, że tylko na Mikaelsonach dodałam podwójny post (liczę, że będziesz zadowolona) a co do opowiadania do Marsach, to wiszę w próźni.
Czekam na nowe części tutaj i na Charmante, nie muszą być szybko ale zeby były conajmniej tak fascynujące jak ta tutaj teraz :D
Pozdrawiam buziaki,
Female Robbery
na mikaelsonach nowość ponownie ;) zapraszam
Usuńdopiero teraz udało mi się znaleźć chwilkę żeby tu zajrzeć- przyjemnie się czytało - czekam na kolejny - dopiero wtedy coś powiem ;-) ps zapowiada się całkiem fajnie
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
-K.B.
Heja, nie chcę naciskać, bo wiem, że masz dużo pracy, ale ten rozdział był miesiąc temu, a ja za tobą tęsknię i jestem ciekawa dalszej części...
OdpowiedzUsuń